Klasyczną Euphorię kocham od lat. W tym roku bardzo się ucieszyłam kiedy okazało się, że nowa wersja My Euphoria nie tylko jest piękna, ale jeszcze okazyjnie trafiła w moje ręce. Zatem zapraszam Was na moją recenzję.
My Euphoria Calvin Klein to perfumy z kategorii orientalno - kwiatowej i są dedykowane dla kobiet.
Nuty głowy: Czarna porzeczka
Nuty serca: Orchidea, Sezam, Tuberoza
Nuty bazy: Drzewo sandałowe, Wanilia, Agar (oud), Bambus.
W tym roku i w tej wersji mamy zupełną niespodziankę. Tak zwane DNA zapachu pozostało, ale My Euphoria jest zupełnie inna niż dotychczas. Jest bardzo kobieca, odważna i pełna siły, co z resztą widać już po samym flakonie.
Radosne otwarcie w postaci soczystej, czarnej porzeczki naprawdę przywodzi uśmiech na twarzy. Świeże i praktycznie przed chwilą rozgniecione, porzeczki czarują i powodują ślinotok. Następnie dochodzi do głosu ogniste serce akord orchidei flambé, pełen kobiecości, z którym kontrastują dymne nuty czarnego sezamu, a to wszystko ułożone na bukiecie tuberozy. Ta część jest bez mała hipnotyzująca.
W głębi ekskluzywne akordy oud, bambusa i sandałowca nadają kompozycji tajemniczy, drzewny wymiar, który trwa przez cały czas już od pierwszych akordów. Ciepłe, waniliowe nuty tworzą niezapomniany i przytulny klimat.
W tej wersji klasyczny flakon ma siarczystą czerwoną barwę i został wykonany z nieprzezroczystego szkła, także nikt nie będzie w stanie stwierdzić ubytku. Nieprzejrzysta powłoka błyszczącego czerwonego lakieru nadaje mu młodzieńczy i zaskakujący charakter. Harmonizuje z czerwonym opakowaniem zewnętrznym, które już od pierwszej chwili zapewnia zmysłowe doznania.
I mogę śmiało stwierdzić, że oprócz radości i pocieszenia w chłodnie, zimowe dni My Euphoria jest szalenie kobieca i elegancka. Odzwierciedla esencję radości i euforii. Dodaje pewności siebie.
My Euphoria to radość i pozytywne emocje, które najlepiej odnajdują się podczas obecnej pory roku. Mnie szalenie podoba się obecność akordów drzewnych, które dodają tym perfumom wyjątkowego charakteru.
Porównując ją do klasyka, jak już wspomniałam mamy w tle aromat orchidei i słodycz granatu, ale sezam, tuberoza czy akordy oudowe robią z tej wersji uroczą kuzynkę. Mnie bardzo się ten efekt podoba, bo nareszcie otrzymujemy całkiem nowy koncept, który zachwyca oryginalnością.
Co jeszcze mogę dodać od siebie, trwałość tych perfum powala! Ja ostatnio mam trochę zdrowotnych zawirowań i nie wszystkie perfumy chcę współpracować z moją skórą. My Euphoria idealnie stapia się ze skórą i trwa dzielnie ponad 8-9 godzin.
Również obecność tuberozy mi nie przeszkadza, co bardzo mnie cieszy, bo był taki moment, że działa na mnie migrenogennie. W przypadku My Euphoria wszystko gra idealnie i nie powoduje najmniejszych zawirowań.
Generalnie mój zachwyt sięga zenitu i polecam te perfumy koleżankom, choćby i ze względu na otulający charakter. Ten sam, który pomaga przetrwać chłody. Byle do wiosny.... Z My Euphoria jest to możliwe. Tę wersję w dobrych cenach znajdziecie w Hebe.
Na blogu opisywałam również: