Tusz do rzęs jest jednym z moich najbardziej ulubionych kosmetyków do makijażu. Nic tak nie zdobi oka jak jego piękna oprawa. Jakiś czas temu otrzymałam od marki YSL tusz do rzęs, który zrobił na mnie i moich rzęsach ogromne wrażenie.
LASH CLASH bo o nim dzisiaj Wam opowiadam to najnowszy tusz do rzęs marki YSL. Zapewnia rzęsom świetną metamorfozę nadając im mega wydłużenie i pogrubienie w zaledwie trzy pociągnięcia. Tajną bronią tego kosmetyku jest nie tylko bogata formuła, ale również specjalnie zaprojektowana szczoteczka, która ma podwójną stożkową budowę i pomaga stopniowo wydłużyć i pogrubić rzęsy.
Kremowa konsystencja tuszu to połączenie nowatorskiej formuły bez parabenów, ultra-czarnego pigmentu i substancji zapobiegających rozmazywaniu się. To dzięki niej wydłużająca maskara jest łatwa w aplikacji i bezpiecznie buduje objętość kolejnymi pociągnięciami.
W składzie tuszu znajdziemy między innymi:
* Ekstrakt Iris Florentina - odżywia i chroni rzęsy,
* mieszanka wosków, polimerów błonotwórczych i wzmacniaczy wytrzymałości
Tusz został przetestowany pod kontrolą okulistyczną.
Powiem Wam, że ostatnio żaden tusz nie miał tak ekstremalnego testu. Sami wiecie jakie obecnie mamy upały, więc jak kosmetyk sprawdza się w taką pogodę to znaczy, że naprawdę ma super jakość. Tusz LASH CLASH zapewnia moim rzęsom mega objętość, która trwa (bez rozmazywania się!!!) cały dzień.
Maskara rewelacyjnie podkręca rzęsy, przez co oko optycznie wydaje się większe i bardziej otwarte. Nadaje spojrzeniu wyrazu. Rzęsy są mega czarne i pięknie zagęszczone.
tylko dwie warstwy tuszu |
Pomimo sakramenckich upałów nigdy!!! nie miałam żądnej przykrej niespodzianki w postaci rozmazywania się czy kruszenia.
Jako ciekawostkę dodam, że pielęgnująca i całkowicie bezzapachowa formuła Lash Clash została dodatkowo wzbogacona ekstraktem z irysa florentyńskiego pochodzącego z marokańskich ogrodów YSL Beauty.
I teraz, słuchajcie HIT - nie dosyć, że makijaż wygląda świetnie cały dzień, to wieczorem łatwo można wykonać demakijaż zwykłym płynem micelarnym. Dla mnie to jest naprawdę niezłe osiągnięcie marki YSL.
Jako plus dodam jeszcze, że umalowane rzęsy są jędrne i miękkie, a nie usztywnione w dziwny sposób. Właściwości pielęgnacyjne tego kosmetyku sprawiają, że rzęsy są odżywione i chronione przed uszkodzeniem. Tak naprawdę, to w trakcie używania tego tuszu, już od około dwóch miesięcy nie zgubiłam nawet najmniejszej rzęski.
Stopień intensywności makijażu można swobodnie dozować według własnych upodobań. A sama formuła nie zmienia się pomimo, upływu czasu i kontaktu z powietrzem.
Piękna, soczysta czerń sprawia, że teraz, latem noszę tusz solo, czasami jedynie z delikatną kreską. Oczy wyglądają niesamowicie. a teraz jeszcze przypomniała mi się jedna sprawa odnośnie opakowania - przy jego zamykaniu słuchać ten charakterystyczny "klik", który daje nam gwarancję, że tuba jest dokładnie zamknięta, a formuła nie będzie wysychać. To jest genialny wynalazek, który chciałabym, żeby więcej marek kosmetycznych wprowadziło do swoich produktów.
Czy ten tusz ma wady?
Jako kosmetyk sam w sobie - NIE. Ewentualnie mogłabym ponarzekać delikatnie na zbyt dużą jak dla mojego oka szczoteczkę. Ale efekt końcowy w zupełności wynagradza tę niedogodność.
Lash Clash od Yves Saint Laurent to naprawdę świetny kosmetyk, wart każdej wydanej na niego złotówki. Teraz i ja nie dziwię się wszystkim pochwałom, które czytałam na jego temat. Jest świetny i robi wszystko to, co obiecuje nam marka.
*współpraca reklamowa