Jak wiecie do marki Lancôme mam również mam ogromny sentyment, dlatego też z ciekawością podeszłam do nowego produktu, który marka stworzyła.
Efekt matowej cery i doskonałe wykończenie makijażu oraz utrwalenie - to obiecuje producent przedstawiając nam puder matujący Long Time No Shine Setting Powder od Lancôme.
Long Time No Shine Setting Powder to puder sypki, który można aplikować w duecie z podkładem Teint Idole Ultra Wear, lub też z fluidami innych marek i tutaj też idealnie współpracuje. Puder pomaga zredukować brzydkie świecenie cery jednocześnie delikatnie ją rozświetlając i blurując. Lekka jak piórko, niewyczuwalna na skórze formuła oferuje matowe wykończenie (chociaż nie jest to super płaski mat), a także poprawia efekt każdej stylizacji, nie tworząc białej warstwy (pięknie się fotografuje na twarzy) i dodatkowego delikatnego krycia.
Long Time No Shine Setting Powder wydłuża trwałość podkładu i pomaga utrzymać niezmieniony kolor nawet przez cały dzień. Redukuje błyszczenie na kilka godzin i pozwala zachować na twarzy szlechetny mat.
Puder ma kolor delikatnie beżowy, cielisty, więc otula cerę woalem i upiększa skórę, ponieważ zawiera w sobie delikatne drobinki odbijające światło. Nie jest to żaden brokat, ale delikatny pył, który sprawia, że cera młodnieje, a niedoskonałości są delikatnie rozmyte.
Dla ciemniejeszej karnacji możemy śmiało wypróbować drugi odcień tego produktu.
Jak to wygląda z mojegu punktu i prawie 8 miesięcy używania tego kosmetyku. Na wstępie zaznaczam, że moja cera nie należy do najłatwiejszych. Dojrzała (40+), mieszana w stronę przetłuszczającej się, nadal sprawia mi wiele problemów, bo rzadko który kosmetyk jest w stanie wygrać ten pojedynek.
Puder Long Time No Shine Setting Powder wygląda na skórze pięknie! Jest ona subtelnie świetlista, a makijaż świetnie utrwalony. Zwróciłam nawet uwagę, że podczas odciskania nadmiaru sebum, nic się nie ściera na przykład ze skrzydełek nosa. Dla mnie jest to ogromny plus. Puder świetnie współpracuje z podkładem Lancome Teint Idole Ultra Wear, ale równiez innymi podkłądami Nars, Eisenberg, Estee Lauder.
Makijaz jest w ciągu dnia świetnie utrwalony i nic złego się nie dzieje. Rzadko kiedy mam okazję poprawiać makijaż w ciągu dnia, ale puder zaaplikowany ponownie, po zdjęciu sebum robi swoją magię. Wygładza, ulepsza, a cera odzyskuje swój blask.
To właśnie transparentna mika jest składnikiem, który odbija i rozprasza światło, optycznie wygładza skórę i ukrywa nierówności. A krzemionka obsorbuje nadmiar sebum i matowi cerę.
Skład Inci: talc,silica,synthetic fluorphlogopite,dimethicone,boron nitride,magnesium stearate, diphenyl dimethicone/vinyl diphenyldimethicone/silsesquioxanecrosspolymer,methicone,hydrogen dimethicone ,[+/, may containci 77491, ci 77492, ci 77499 / iron oxides , ci 77891 /titanium dioxide]
Opakowanie pudru to piękny, klasyczny słoiczek z czarną nakrętką i logo róży, które jest symbolem marki Lancome. W środku puder ma sympatyczne sitko dozujące, z którym świetnie się pracuje, bo nie podaje ani za mało ani za dużo kosmetyku.
Puder ma pojemność 10 g/ 205,00 zł i można go kupić w perfumeriach. Jak kocham sypkie pudry i wiele ich używam, o czym przekonacie się niebawem :-)
Jako ciekawostkę dodam, że marka powstała w 1935 roku, kiedy jej założyciel Armand Petitjean zwiedzał zamek Lancôme. A ponieważ rosło tam wiele krzewów róż, stąd powstał symbol firmy.
Jakie są Wasz ulubione marki, do których macie sentyment?