Dzisiaj przedstawiam moje najlepsze, najbardziej ukochane kosmetyki, które codzienni towarzyszyły mi w styczniu. Dodatkowo przypominam, że jeśli już ukazała się recenzja na blogu, zostanie ona podlinkowana w nazwie produktu.
Marc Jacobs O!Mega Bronze w kolorze 104 Tan-Tastic - chwaliłam, chwalę i będę chwalić. Jeden z najlepszych brązerów jakie miałam okazję używać. A efekt ocieplenia skóry zimą daje takiego pozytywnego i optymistycznego kopa :-) Nazywa sie Perfect Tan i w pełni się z tym zgadzam.
Ziaja Lanolina kosmetyczna - najlepsza na mrozy, chłody i inne niespodzianki.
Too Cool For School Dinoplatz Lip Balm - fantastyczny kosmetyk. Nie tylko pielęgnuje usta, ale nadaje im równiez piękny kolor. Jedyny minus używania to brak aplikatora, ale efekt na ustach to wynagradza.
Avon Glimmerstick Eyeliner Black/Brown - długo szukałam idealnej konturowki w odcieniu ciemnego brązu, aż wreszcie znalazłam. Kolor idealny, a trwałość godna podziwu, chyba odkryłam moje nowe ulubione kredki.
Avon Glimmerstick Lipliner Pink Bouquet - konturówka do ust niby nic, a jednak czasami bardzo potrzebna. Długo wytrzymuje na ustach, nie rozmywa sie na brzegach, ani nie miguje poza kontur ust. Podejrzewam, że na jednym kolorze się nie skończy :-)
Shiseido Eyeshadow Luminizing Satin w kolorze Bone - odcień w sam raz do dziennego, szybkiego makijażu. Z nim trudno przedobrzyć, czy popsuć makijaż.
Na zdjęciu są dwa, ale to trzy zapachy towarzyszyły mi dzielnie w styczniu. Ponieważ jeden mam w odlewce nie pokazuję go na zdjęciu. Ale zbieram na całą butlę i wiem, że mój ukochany Tobacco Vanille Toma Forda prędzej czy póżniej będzie mój.
Ne'emah Laya to cały czas mój topowy faworyt. Kocham, uwielbiam i cały czas jestem pod ogromnym wrażeniem, że można skomponować tak doskonały zapach, który świetnie nosi się cały rok, a wraz ze zmianą aury ON pięknie ewoluuje na skórze.
Paco Rabanne Pure XS for her- to kolejny słodziak, który podbił moje serce. Jest słodki, ale nie za słodki. Wytrzymały, a ciekawe nuty zapachowe dodają mu tego czegoś :-)
Na koniec moje dwa najukochańsze kremy, które zimą dbają o kondycję mojej skóry. Przez lata blogowania używałam wielu kosmetyków, ale w tych dwóch przypadkach (na dzień dzisiejszy) śmiało stwierdzam, że otrzymują one najwyższe noty jeśli chodzi o działanie.
Eisenberg Paris Soin Anti Age - odżywia, zabezpiecza skórę przed chłodem, stanowi świetną bazę pod makijaż, a zawartość retinolu świetnie poprawiła kondycję mojej cery (40+) i pomogła w rozjaśnieniu przebarwień.
Lierac Premium - na co dzień ten krem występuje w czarnym słoiczku. To złote cudeńko to edycja limitowana. Premium świetnie chroni, odżywia, również sprawdza się zimą pod makijaż, a mimo całego swojego bogactwa nie pozostawia żadnej tłustej warstwy na skórze. Dla mnie jest to ideał na zimę i wiem, że nie raz jeszcze się spotkamy.
A ponieważ nie robię typowych denek, chciałam Wam pokazać jaką miłością darzę oba kremy. Eisenberg wylizany do samiutkiego końca, a Lierac niebezpiecznie zbliża się do poziomy denka. Ech życie....
Macie swoich ulubieńców poprzedniego miesiąca?
Z chęcią ich poznam!