Dawno,
dawno temu pokazywałam Wam gąbeczkę GlamSPONGE, którą kupiłam,
żeby się przekonać czy rzeczywiście aplikacja podkładu takim
narzędziem wpłynie na jakość i wygląd mojego makijażu. Aby się
nie powtarzać TU macie link do mojego pierwszego wpisu na ten temat.
Tak było na początku: po lewej gąbka na sucho, po prawej po namoczeniu
|
„Czarna
gąbka wykonana z "żelowego" (hydrofilowego) tworzywa
syntetycznego (nie zawiera latexu, jest więc hipoalergiczna)
pozwalająca na nakładanie na mokro podkładów, korektorów,
pudrów, róży do policzków i brązerów. Aplikacja na mokro prawie
całkowicie ogranicza wchłanianie kosmetyku do jej wnętrza ale
przede wszystkim pozwala na uzyskanie niesamowicie naturalnego efektu
makijażu, nawet w wypadku aplikacji bardzo
ciężkich
podkładów. Wymiary
suchej
gąbeczki: ok. 6,5cm x 4cm” (
taki widniał opis na stronie http://glam-shop.pl)
I
rzeczywiście sama aplikacja podkładu była niesamowicie prosta,
kosmetyk idealnie stapiał się ze skórą i wyglądał po prostu
fantastycznie.
Nie
powiem dokładnie jak długo GlamSPONGE używałam, ponieważ nie
robiłam tego regularnie, ale etapami. Miesiąc malowania i na przykład miesiąc
przerwy.
Schody
zaczęły się po kilku miesiącach. Po namoczeniu gąbka wyglądała
jak kawałek gliny modelarskiej, co doskonale widać na zdjęciu.
Gąbeczka
przestała zwiększać swoją objętość i nadawała się do
nanoszenia na skórę makijażu. Przyznam szczerze, że byłam trochę
zła, bo z jednej strony jednak wydałam pieniądze, a z drugiej
strony oczekiwałam po niej odrobinę więcej wytrzymałości.
Mam
nadzieję, że pod względem jakości gąbek coś w Glamshop-ie się
poprawi.
Tak
więc.... mamy już zużyta gąbeczkę i ciekawość sprowokowała
mnie do dalszych eksperymentów. Pomyślałam sobie, że warto
zobaczyć co też znajduje się w środku po kilku miesiącach
użytkowania? Czy rzeczywiście pije tyle podkładu? Czy może
udawało mi się ją wymyć/wyprać w prawidłowy sposób?
No
to tniemy na pół.......
Na
ćwiartki.......
Ku
mojemu zdumieniu w środku nie ma nic, nawet kropelki podkładu, ani
minimalnych śladów jakiegokolwiek zabrudzenia.
Bardzo
się cieszę bo wiem, że produkt był czysty i higieniczny, że nie
marnowałam dodatkowo podkładu. A pranie akcesoriów do makijażu
opanowałam w mistrzowskim zakresie. Żarcik.
Eksperyment
uważam za udany. Jako
podsumowanie powiem tak.... że nie wiem czy nadal polecam
GlamSPONGE, bo w tej cenie można kupić zachwalaną przez wszystkich
gabeczkę Blend It, która może być znacznie lepszą inwestycją.
Teraz
skupiam się na zakupie oryginalnego Beauty Blendera, bo już wiem
czego się spodziewać , a chciałbym wreszcie zmierzyć się z
legendą i zobaczyć o co tyle krzyku jest.