Jakiś czas temu chwaliłam
się Wam prezentem urodzinowym, ale tak naprawdę nigdy nie miałam
okazji przedstawić go bliżej. Dzisiaj nadrabiam zaległości ponieważ
znalazłam produkt, który jest świetnej jakości i tak jak to
zawsze powtarzam wart każdej wydanej na niego złotówki.
Chanel Levres
Scintillantes Brillant Extreme / Glossimer - 119 Wild Rose. Jest
to błyszczyk do ust o bardzo gęstej konsystencji, który nadaje
piękny połysk.
Żelowa konsystencja
zapewnia niesamowicie wygodną i łatwą aplikację już przy
pierwszej warstwie produktu. Płynność preparatu uzyskano przy
użyciu środka żelującego pochodzenia mineralnego, estry
zapewniają odpowiedni poślizg podczas aplikacji, równomierność
nakładania i połysk. Syropowate polimery organiczne wydłużają
trwałość.
Wild Rose jest
niesamowicie (jak na błyszczyk) długotrwała. Porównałabym to z
błyszczykami Bobbi Brown Lilac Sugar i Hot Pink, które pod tym względem
są dla mnie hitami i biją konkurencją bez dwóch zdań. Po kilku godzinach w pracy nagle przypominam sobie, czy aby
nie trzeba poprawić makijażu ust, a tu niespodzianka bo jeszcze nie
ma takiej potrzeby.
Nawilżenie i wygładzenie
utrzymuje się przez cały dzień. Usta wyglądają jak wypełnione
od wewnątrz. Podkreślone konturówką zapewniają przepiękny
wygląda. Levres Scintillantes można stosować solo bądź na
pomadkę – w obu przypadkach uzyskamy niesamowicie elegancki
wygląd.
Szeroka gama kolorystyczna od lekkich,
pół-transparentnych do mocnych, błyszczących, opalizujących
wykończeń – sprawi, że każdy wybierze coś dla siebie.
Nieklejąca się formuła żelu topnieje wprost na ustach.Wild Rose to odcień różany, niesamowicie naturalny. W bazie ma zatopione miliony srebrnych i chłodnych drobinek, które pięknie odbijają światło - zwłaszcza w słońcu. Lustrzany połysk zapewnia efekt mokrych i wypełnionych ust. Błyszczyk ma praktyczny i wygodny w użyciu aplikator, a samo zamknięcie jest tak skonstruowane, że absolutnie żadna ilość produktu nie wylewa się z opakowania. Mnie urzekło to, że trwa na ustach naprawdę wiele godzin i przez ten cały czas pielęgnuje je i dba o ich kondycję.
Połączony z moją ukochaną konturówką Armani No12 stanowi duet idealny. I przyznam szczerze, choć stosowałam wiele innych produktów to jeszcze nie znalazłam tak pięknego odcienia „my lips but better”.
Ma pojemność 5,5 g i kosztuje około 150 zł. Dostępny w perfumeriach Douglas i Sephora.
Gwarantuję, że przy tej trwałości cena jest mało wygórowana.
A tak wygląda na ustach, ale w różnym oświetleniu.