Ponieważ od sierpnia 2016 nie pojawiło
się „denko”, a kosmetyków zużyłam sporo,
zapraszam na post o
zużyciach z ostatnich miesięcy.
Standardowo jeśli recenzja już
pojawiła się na blogu, to podlinkuję ją w nazwie produktu.
Zapraszam.
Paul Mitchell Ultimate Colour Repair –
klasyczna odżywka i odżywka dwufazowa w spray-u, przyznaję
szczerzę, że nie mam cierpliwości do nakładania masek, odżywek,
czekania, ponownego spłukiwania. Spray zrobił na mnie niesamowite
wrażenie. Po jego użyciu włosy były miękkie, wygładzone i
lśniące. Świetny kosmetyk zdecydowanie wart swojej ceny.
Phyto Phytoelixir – szampon i krem do
mycia włosów. Szampon wypadł zdecydowanie lepiej w tym
zestawieniu. Z kremem po prostu było więcej zabawy. Piękny zapach
i bardzo dobry efekt, aczkolwiek moje włosy wymagał nałożenia
odżywki ponieważ bardzo się plątały po umyciu tymi produktami.
Syoss Colour Refresher – pianka,
która odżywia kolor włosów farbowanych i lekko maskuje odrost.
Kosmetyk nieporozumienie. Brąz w czerwonawym odcieniu nie
podkreślał zbyt dobrze farbowanego koloru. Maskowanie odrostów to
jakieś nieporozumienie. A bardzo gęsta piana źle się
rozprowadzała na włosach.
Wellaflex 2 days volume – pianka do
modelowania włosów nadająca im objętość. Uwielbiam i kupuję od
lat.
Vintage Body Oil – masło do ciała z
zawartością masła shea – pokazywałam Wam ten kosmetyk TUTAJ i TUTAJ. Mój ulubieniec jeśli chodzi o pielęgnację ciała.
Przepięknie pachnie, bardzo dobrze wchłania się nie pozostawiając
żadnej tłustej warstwy. Kosmetyk niespodzianka. Wart polecenia.
Lirene odżywienie – olejkowe serum
do rąk – świetny kosmetyk pielęgnujący przesuszoną skórę
dłoni. Nawilża, odżywia i nie jest tłusty. Bardzo się z nim
polubiłam i sądzę, że długo nie będzie miał konkurencji.
Lirene Folacyna – serumprzeciwzmarszczkowe. Bardzo ładnie nawilża skórę. Ujędrnia i
odżywia. Wspaniała konsystencja sprawia, że nadaje się zarówno na
dzień jak i na noc, oczywiście pod krem pielęgnujący. Dobry
kosmetyk w świetnej cenie.
Vichy antyperspirant – kultowa
zielona kulka. Antyperspirant, który był dla mnie zaskoczeniem.
Dlaczego odkryłam go tak późno? Działa skutecznie do tego
stopnia, że jestem w stanie wybaczyć mu drobne minusy, o których
pisałam w poście.
DermoFuture Forest friut żel pod prysznic – żel jak to żel, myje, pięknie pachnie, daje mięsistą
pianę i był niesamowicie wydajny.
Sanctuary – mała część zestawu,
która niechcący zaplątała się gdzieś, bo kosmetyki zostały
zużyte dawno temu :-)
Vitamin ACE - bardzo dobry krem. Jego
pojemność powala na kolana, a kilka osób poczęstowanych próbkami
stwierdziło, że w pełni podziela mój zachwyt nad tym kosmetykiem.
Lirene Bio Nawilżenie dla skóry suchej – o dziwo mojej cerze taka pielęgnacja służy tej zimy.
Krem był świetny – nawilżał, odżywiał i zmiękczał skórę.
Był świetną bazą pod makijaż.
Lierac Premium – krem odżywczy,
przeciwzmarszczkowy. Super kosmetyk. Każda cera dojrzała zachwyci
się jago działaniem. Pokochałam go ja i moja mama :-)
DermoFuture kuracja z witaminą C –
witamina C zagościła się na dobre w mojej pielęgnacji od
początku tego roku. Powolutku zaczyna dostrzegać jej dobroczynne
działanie. Twarz jest ładniejsza rozświetlona, a przebarwienia
delikatnie bledną.
Yonelle Infusion – krem pod oczy nanoc. Bardzo dobry kosmetyk. Odżywiał skórę nocą, aby rano była
gotowa na zmagania z kolejnym dniem. Natłuszczał w sposób
umiarkowany, nie podrażniał oczu. W porównaniu do serii Biofusion,
ten wypadł w pojedynku kremów zdecydowanie lepiej.
Shiseido Super Corrective Eye Cream- ulubieniec, ukochaniec i w
ogóle. Uwielbiam pielęgnację pod oczy Shiseido i nie będę
absolutnie obiektywna. Świetny kosmetyk wart każdej złotówki.
Krem był bardzo wydajny. Starczył na ponad pół roku. Jestem nim
zachwycona.
Moja wyprawa do Warszawy zaowocowała
akcją BACK2MAC. Na wymianę poszły:
In Extreme Dimension 3D Black Lash – jak zawsze
chwaliła tusza MAC, tak muszę stwierdzić, że ten był straszny.
Najlepiej używało mi się go około miesiąc, miesiąc po
otwarciu. Kolejne miesiące były coraz gorsze, Sypał się na skórę
i prosto do oczu, sklejał rzęsy. Wersję z białymi literkami
polecam. Od tej uciekajcie najdalej jak tylko się da.
Fix+ - toner, fixer, odświeżacz.
Kosmetyk wielofunkcyjny. Lubię, zużyłam kolejne opakowanie i
pewnie w okolicach lata zaopatrzę się w następną butelkę.
Prep&Prime Face Protect SPF 50 –
kosmetyk bardzo dobry zarówno jako baza i filtr ochronny. Do nowej
wersji mam mieszane uczucia. Może kiedyś spróbuję, ale nie
zapewniam że to nastąpi.
Paints – cień, baza w tubce. Ładnie
wygląda na powiece, ujednolica kolor skóry, zakrywa niedoskonałości
i trzyma makijaż oka w ładzie i składzie przez wiele godzin.
Niesamowicie wydajny kosmetyk.
Pomadki Syrup i druga, której nazwy
sobie oczywiście nie zapisałam. Syrup zużyłam już 3 lub 4
sztuki. Kocham za kolor, wykończenie i pielęgnację ust. Druga
pomadka pochodziła i tak z limitowanej edycji sprzed kilku lat, więc
i tak na nic by się jej nazwa nie przydała.
DR G Brightening Balm – moja
ciekawość co do azjatyckich kremów bb została na dzień dzisiejszy
zaspokojona. Tego kosmetyku nie kupię ponownie, ponieważ po zmianie
formulacji!! (WHY?) zmieniono również jego odcień. Szkoda, bo
świetny kosmetyk został znowu przez producenta „poprawiony”.
POSHE – top coat do wykończenia
manicure. Dobry kosmetyk. Nadawał piękny połysk, ale nie wpływał
zbytnio ani na trwałość ani na szybsze wysychanie lakieru. Pod tym
względem wróciłam do mojego ulubieńca, którego niedługo Wam
przedstawię.
Clinique High Impact Maskara – nie
wiem czy tylko ja mam takie wrażenie, że tusz się popsuł. Kiedyś
był świetny, a teraz powiedziałabym, że tylko przeciętny.
Urban Decay Anti Aging Primer Potion –
NIE, NIE i jeszcze raz NIE. Oryginalny PP daje gwarancję, że jak
się wykona makijaż to trwa on w nienaruszonym stanie do momentu
demakijażu. Może i formuła Anti Age nie przesusza skóry, ale
zupełnie nie nadaje się na bazę posiadaczom tłustych powiek.
Makijaż dosłownie po 3-4 godzinach zaczyna wycierać się w
załamaniu powieki.
Po tej marce spodziewałam się więcej.
Doszłam do wniosku, że nie ma sensu
pokazywać Wam góry zużytych próbek. Za to mam trzy kosmetyki,
które mnie zachwyciły:
Dr Schrammek Skin Elixir - serum na
bazie olejków – genialny kosmetyk na noc. Rano skóra wygląda jak
przysłowiowy milion dolców. Jedynie cena poraża więc chwilowo
muszę o nim zapomnieć.
Pharmaceris Lekki krem głęboko
nawilżający SPF 20 – przyznaję szczerze, że polskie marki
dopiero odkrywam i coraz częściej bardzo pozytywnie mnie zaskakują.
Sensai Super Moist Emulsion – emulsja
tak odżywcza i bogata, że spokojnie zastępowała mi krem na noc.
Nareszcie koniec. A jak tam Wasze
zużycia?
Dajcie znać czy takie
posty jeszcze kogoś kręcą i czy jest sens ich robienia?