Montale to
marka, która słynie z nietuzinkowych orientalnych kompozycji. Znana
przede wszystkim z miłości do aromatów Orientu i Arabii. Patchouli
Leaves są orientalno - drzewnymi perfumami dla kobiet i
mężczyzn.
Skład
jest prosty: paczula, wanilia, ambra, piżmo i labdanum.
Na tym
niestety kończą się dobre słowa. Testując niszowe zapachy
wiedziałam, że wytrawne kompozycje nie zawsze i nie wszystkim
przypadną do gustu.
Pierwsze
godziny są dla mnie wręcz odrażające. Na mojej skórze czuję
ziemisty, zatęchły i owładnięty pleśnią w najgorszym gatunku,
stary grobowiec....... Piwnicę lub nawet lochy w stuletnim zamku.
Zupełnie
nie rozumiem zachwytów nad tym zapachem, bo dla mnie jest on zgniłym
jabłkiem znajdującym się na paterze rajskich aromatów, które testowałam do tej pory.
Co
jest najgorsze to ta piwnica męczy zmysł powonienia długie
godziny. Dopiero sama bliskoskórna końcówka zatraca odrobinę
gnilne akordy i pojawia się w tle ocieplająca zapach wanilia. Ale
to za mało, aby Patchouli Leaves polubić.
Ponoć jest
to najlepsza projekcja patchouli w perfumach. Trudno mi oceniać, bo
dopiero uczę się zapachów, a i nie wąchałam jeszcze wielu
kompozycji, aby mieć porównanie.
W oko wpada
również opakowanie perfum, wykonane z lśniącego aluminium, które
zachwyca czystą elegancją i prostotą.
Niestety ta
mroczna strona patchouli jest zupełnie nie w moim guście. Co daje
również mały pogląd na to, iż wszelkie perfumy należy zawsze
wąchać, testować na skórze, ale na pewno NIGDY nie kupować w tak
zwane „ciemno”.
Ja
jednak nie zniechęcam się, bo mam jeszcze wiele do przetestowania i
z tego co ćwierkają ptaszki jeszcze kilka zapachów do mnie
przyleci.
Lubicie takie „dziwne” kompozycje
zapachowe?
Zdjęcia pochodzą ze strony montaleparfums.com/fr/