Szybkie
życie wymaga czasami zastosowania kosmetyków, które szybko i
efektownie pozwolą nam wykonać makijaż, zaoszczędzając rano cenne
minuty.
Ostatnio
bardzo popularne są kremowe cienie do powiek, które znakomicie się
spisują. Niestety u mnie to jest efekt na chybił – trafił, albo
będzie dobrze albo makijaż po kilku godzinach będzie „schodził”
z powiek. Wiem, że można dać jeszcze bazę utrwalającą, ale
według mojego skromnego osądu sam kremowy cień powinien być na
tyle wytrzymały, że nie powinien sprawiać absolutnie żadnego
zawodu. No w końcu za to też płacimy.
Po
przeczytaniu opinii w internecie postanowiłam spróbować Mac Paints
– cienie w tubce.
Produkt
jest bardzo mocno napigmentowany. Niewielka ilość wystarcza do
wykonania makijażu.
Kremowa
formuła nie powoduje wycierania się czy rolowania cienia. Pozostaje
na powiekach w niezmienionym stanie przez ponad 8 godzin.
Konsystencja jest bardziej sucha od popularnych Paint Potów, ale
dzięki temu wysycha praktycznie w sekundę, pozostawiając na
powiece pudrowe, leciutko błyszczące wykończenie, które w
zależności od zastosowanego koloru może stanowić makijaż sam w
sobie lub posłużyć po prostu za bazę pod kolejne cienie.
Odcień
Untitled (który posiadam) to według MACa delikatny,
szaro-fiołkowo-różowy z delikatnym blaskiem. Dla mnie jest to po
prostu kolor idealnie udający skórę. Doskonale ujednolica powiekę,
zakrywa wszystkie żyłki i przebarwienia. Zastosowany solo wymaga
dla wydobycia swoich zalet tylko kreski i dokładnego wytuszowania
rzęs.
Paints kosztuje 83zł za
opakowanie o pojemności 6,5g. Jak wspomniałam wyżej niewielka
ilość jest potrzebna do wykonania makijażu więc jest to kolejny
niesamowicie wydajny produkt.
Dostępnych jest 5 kolorów. Także można trochę pokaprysić podczas zakupów.
Dostępnych jest 5 kolorów. Także można trochę pokaprysić podczas zakupów.
Paints używam już
od dosyć długiego czasu. Został przetestowany w różnych
warunkach klimatycznych, w tym latem podczas upałów. Bardzo dobrze
utrzymuje makijaż oka w nienaruszonym stanie. Łatwo się aplikuje z
metalowej tubki z wąskim podajnikiem w formie standardowego„dziubka”.
Roztarcie można wykonać zarówno pędzlem jak i palcami.
Może w jakiś
rewelacyjny sposób nie podbija kolorów cieni, ale dla mnie spełnia
swoją podstawową funkcję idealnej bazy pod makijaż oczu. W ramach
ciekawostki powiem Wam jeszcze, że Paint wytrzymywał lepiej podczas
upałów niż baza Anti-aging Urban Decay (RECENZJA), która totalnie
nie radziła sobie z wysoką temperaturą za oknem.
Składu INCI nie będzie, bo polski dystrybutor bardzo skutecznie pozaklejał go na opakowaniu.