Zakup kremu BB marki Etude House był
bardzo świadomym wyborem, ze względu na kolorystykę proponowaną
przez tą markę.
Zapewne niewiele osób wie, że przez
ponad 8 miesięcy testowałam sobie różne rodzaje azjatyckich kremów bb, żeby
wiedzieć o co jest tyle szumu i na czym polega ich fenomen. Mogę
śmiało powiedzieć, że w około 80 % testy wypadały bardzo
pozytywnie, jedynym minusem był niestety odcienie kremów, które były
dla mnie zdecydowanie zbyt jasne. Występował również dodatkowy
czynnik, który niesamowicie mnie zaskoczył.
Jako osoba posiadająca
cerę przetłuszczającą się jestem przyzwyczajona, że podkłady
lubią na niej oksydować (ciemnieć lub wpadać w brzoskwiniowe
pod-tony). W przypadku azjatyckich kremów bb sytuacja jest skrajnie
odwrotna – kremy w ciągu dnia jeszcze jaśnieją na mojej
skórze.....zupełnie tego zjawiska nie rozumiem i nie ogarniam.
Wracając do marki Etude House jako
jedna z nielicznych oferuje swoim klientom gamę kolorystyczną
zawierającą ciemniejsze odcienie:
N02: Light Beige,
W13:
Natural Beige,
W24: Honey Beige,
W15: Sand
Beige (jest ciemniejszy od W24).
Precious Mineral Brightning Fit oprócz
wysokiej ochrony, ma dodatkowo rozjaśniać
i wybielać przebarwienia
(dzięki adenozynie i arbutynie) oraz zapewniać pielęgnację
przeciwzmarszczkową.
Jego delikatna konsystencja doskonale
stapia się ze skórą, dopasowując do jej kolorytu.
Makijaż zyskuje
promienne wykończenie.
Kolor, który posiadam W24 Honey Beige
(wybrany z pełną premedytacją) to ciepły, ciemniejszy beż,
który wymieszany z innym zbyt jasnym kremem bb daje doskonały
odcień, który pasuje rewelacyjnie wiosną jak i latem. Eksperyment
się powiódł.
Krem ma bardzo fajny poziom krycia,
który w sumie jest zadowalający jak dla moich przebarwień. Nie
tworzy efektu maski, tylko pozostawia rozświetloną cerę. Po kilku
godzinach delikatnie osadza się w zmarszczkach i innych załamaniach
skóry. Ale jak na kosmetyk ze swojej półki cenowej zachowuje
się bardzo dobrze.
Wygodne opakowanie w postaci miękkiej
tuby, która za pomocą pompki zasysa produkt
i dozuje go na
zewnątrz jest świetnym rozwiązaniem, gdyż możemy krem zużyć
do ostatniej kropelki bez potrzeby rozcinania opakowania.
Zapach kremu jest przyjemny, lekko
kwiatowy i po kilku minutach całkowicie się ulatnia.
SKŁAD INCI:
Sposób aplikacji:
Jak większość kremów bb przekonałam
się, że jedyną słuszną metodą aplikacji jest wklepanie w skórę.
Praktycznie tak jakbyśmy nakładali pielęgnację. Krem ma wtedy
najładniejszą teksturę i całkowicie inaczej łączy się ze skórą
niż w przypadku użycia na przykład pędzla.
Przypudrowany bez najmniejszego
problemu wytrzymuje około 6 godzin w dosyć dobrej kondycji.
Dodam jeszcze, że poziom krycia można
łatwo i bez efektu maski stopniować.
Co również zauważyłam stosując
kremy bb to delikatne (ale jednak) rozjaśnienie przebarwień. Nie
podoba mi się jednak że cała cera ma kontakt ze składnikami
wybielającymi, bo ja nie mam ochoty podążać za tym trendem.
Po lewej stronie Dr G Brightening Balm, po prawej Etude House Bright Fit W24
Pojemność kremu 60 ml sprawia, że
prędzej się nim znudzimy niż zużyjemy go do końca.
Niewielka ilość wystarcza na pokrycie
całej twarzy. Co do ceny nie wypowiadam się, bo ja kupowałam w
sklepie producenta w Korei, a to są jeszcze inne koszta. Dodam
tylko, że jest to średnia półka cenowa, a nie jak w przypadku
Brightening Balm Dr G (recenzja) - wyższa.
Podsumowując jest to bardzo dobry
produkt, wart wypróbowania i polecenia. Pomimo, iż nie oczekiwałam
po nim cudów, bardzo mile mnie zaskoczył.
A skóra, nawet
po całym dniu noszenia makijażu nie była ani ściągnięta ani
przesuszona dzięki zawartości oleju kokosowego i witaminy E w
składzie.
Tę przygodę uważam za bardzo udaną.