Isana
Sommerseife – mój wielki ulubieniec jeśli chodzi o produkty
tej marki.
Garnier
Płyn Micelarny – ulubiony, ukochany, mój numer 1 w tej
kategorii (recenzja).
Innisfree
Apple Juicy Liquid Foaming Cleancer – produkt ani wybitny ani
bubel. Nie opisywałam go ponieważ w moim odczuciu nie wyróżniał
się niczym specjalnym, ot kolejny żel do mycia twarzy.
Wellaflex
lakier do włosów – kolejne opakowanie skończone, ale mam już
godnego następcę. Jaki? Dowiecie się niebawem.
Isana
Med krem do rąk z mocznikiem – niestety nie ma rewelacji. Krem
działał poprawnie i w sumie tylko tyle mam o nim do powiedzenia.
Clarena
No More Hair – preparat opóźniający wzrost włosów po
depilacji. Również nie wykazał się niczym wyróżniającym.
Klorane
szampon na bazie wosku z magnolii – ten kosmetyk był dla mnie
dużym zaskoczeniem. Pierwszy raz miałam okazję używać produkt
marki Klorane i stwierdzam śmiało, że jestem na tak i kiedyś
jeszcze znajdzie się on w mojej łazience.
HerbaCura
naturalna pasta do zębów – skończyłam i pewnie jeszcze
kiedyś do niej wrócę. Jak chcecie wiedzieć więcej na jej temat
przypominam moją recenzję.
Ziaja
pasta do zębów bez fluoru – produkt nie jest zły, ale
wybitny też nie jest. Na szczęście mam godny zamiennik.
Ziaja
Mintperfect Sensitiv – pasta do zębów bez fluoru z ksylitolem
– i to jest moja ostatnia perełka. Ładnie doczyszcza i
koi wrażliwe zęby. Absolutna rewelacja tego roku.
Lancome
Genifique – serum nawilżające – również bardzo fajny
kosmetyk. Może kiedyś....
La
Roche Posay filtr Anthelios XL – zużywam próbki, bo mam
jeszcze kilka, a szkoda mi ich wyrzucić. Średnio lubię ten filtr i
chyba już do niego nie wrócę.
MUFE
– podkład HD w nowej wersji – bardzo dobry fluid, zrobił na
mnie lepsze wrażenie niż wersja klasyczna. Sugerowany odpowiednik
koloru 125 niestety, ale nie jest zamiennikiem tego, którego
używałam do tej pory.
Standardowo
„garść” zużytych próbek.
Kosmetyki, które zrobiły na mnie największe wrażenie:
Biolaven
– krem na dzień i na noc – kremy dosyć bogate, ale bardzo
się spodobały mojej przetłuszczającej się cerze.
Sephora
– kremy na dzień - pisałam kiedyś o niedocenianiu marki
własnej Sephora. Teraz biję się w pierś, ponieważ kremy są
bardzo dobre.
Iwostin
Solecrin filtr SPF30 – fajny kosmetyk. Ładnie się aplikuje,
podkład się na nim nie waży, a wręcz powiedziałabym, że lepiej
wygląda.
I na
sam koniec, żeby nie było, że nie pokazuję bubli:
Avon
Instant Repair 7 – serum do włosów. Miał pomagać na
wzmocnienie i nawilżenie włosów, a okrutnie je obciążał i
przetłuszczał. Leci do kosza, a ja zostawiam sobie tylko pompkę,
która podobno pasuje do opakowań podkładów Double Wear Estee
Lauder czy Studio Fix Fluid z Maca.
Yankee
Candle Honey Blossom – sampler, który nie pachnie. Przyznaję
się bez bicia, że kiedyś zostawiłam, po wyjściu z domu, palący
się sampler. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie jak po około 6-ciu
godzinach, po powrocie do domu, zobaczyłam migoczące światełko w
szklanym pojemniku, a w pokoju nawet odrobinę nie pachniało
kwiatami. Dziwna sprawa.
A
jak Wasze zużycia?