Dzisiaj chciałam Wam przedstawić dwa kosmetyki, które są
największym, dla mnie rozczarowaniem ostatnich miesięcy. Żeby nie
było, że tylko na same dobre kosmetyki trafiam. Od czasu do czasu
trafi się jakieś zgniłe jajo, które odbiera ochotę na
zakup dalszych produktów danej marki.
Dzisiaj
wyleję trochę dziegciu na dwa kultowe produkty, bardzo popularnych
w Korei marek.
Pierwszym,
który mnie bardzo rozczarował był tonik Wonder Pore
Freshner 7in1 marki Etude House.
Formuła
7w1 miała pomóc dogłębnie oczyszczać pory i minimalizować
ich widoczność, pomagać w kontrolowaniu sebum, nawilżać,
oczyszczać i sprawiać żeby nasza skóra była bardziej
gładka i elastyczna.
Produkt
wybrałam świadomie, po przeczytaniu wielu recenzji na azjatyckich
blogach urodowych, gdzie był zachwalany jako najlepsze remedium przy
zanieczyszczonej, tłustej cerze. Również skład z dodatkiem
w postaci ekstraktu z mięty pieprzowej się do tego przyczynił.
Skład
toniku: WATER, ALCOHOL, BUTYLENE
GLYCOL, BETAINE, MENTHA ARVENSIS EXTRACT, VACCINIUM MYRTILLUS FRUIT/
LEAF EXTRACT, SACCHARUM OFFICINARUM (SUGAR CANE) EXTRACT, CITRUS
MEDICA LIMONUM (LEMON) FRUIT EXTRACT, CITRUS AURANTIUM DULCIS
(ORANGE) FRUIT EXTRACT, CHAM- AECYPARIS OBTUSA WATER, GINKGO BILOBA
LEAF EXTRACT, ACER SACCHARUM (SUGAR MAPLE) EXTRACT, GENTIANA LU- TEA
ROOT EXTRACT, ARTEMISIA ABSINTHIUM EXTRACT, ARNICA MONTANA FLOWER
EXTRACT, ACHILLEA MILLEFOLIUM EXTRACT, GLYCERETH-26, GLYCERIN,
ETHYLHEXYLGLYCERIN, SODIUM HYALURONATE, ACETIC ACID, DISODIUM EDTA,
PHENOXYETHANOL
Jeśli
mam być szczera, jest to mało udana przygoda, ponieważ ten tonik
nie zrobił NIC z tego co obiecuje producent. Jako posiadaczka cery
przetłuszczającej się często borykam się z nadmiarem sebum czy
też zanieczyszczonymi porami więc uznałam, że jest to najlepszy
kosmetyk dla mnie do wypróbowania. Pomimo zużycia butelki 250
ml mogę śmiało stwierdzić, że lepsze efekty miałam po
przetarciu twarzy zwykłą wodą. Ściągnięcia czy oczyszczenia
porów nie odnotowałam.
Zdradziłam
mój ulubiony płyn złuszczający z Clinique i dostałam
nauczkę :-(
Kolejnym
kosmetykiem, który mnie rozczarował jest Snail Recovery
Gel Cream marki Mizon.
Jest
to silnie regenerujący kremo-żel, który ma w swoim składzie
74% ekstraktu ze śluzu ślimaka, adenozynę i kwas hialuronowy.
Polecany jest dla cer, które zmagają się w przebarwieniami,
bliznami potrądzikowymi, niedoskonałościami, ziemistością i
utratą elastyczności. Miał mieć działanie nawilżające,
łagodzące i przeciwstarzeniowe. Goić wypryski i rozjaśniać
blizny. Miał być kosmetykiem idealnym między innymi dla cer
tłustych, mieszanych. W składzie oprócz wyżej wymienionych
peptydy, zielona herbata, oliwa z oliwek, czy można chcieć więcej.
Skład
kremu: Snail
Secretion Filtrate, Butylene Glycol, Cyclopentasiloxane, Glycerin,
Bis-PEG18 Methyl Ether Dimethyl Silane, Polysorbate 20, Sodium
Hyaluronate, Carbomer, Glycosyl Trehalose, Hydrogenated Starch
Hydrolysate, Triethanolamine, Dimethicone/vinyl Dimethicone
Crosspolymer, Dimethicone, Hydroxyethylcellulose, Caprylyl Glyocol,
Ethylhexylglycerin, Sodium Polyacrylate, Centella Asiatica Extract,
Portulaca Oleracea Extract, Camellia Sinensis Leaf Extract, Nlumbo
Nucifera Flower Extract, Betula Platyphylla Japonica Juice,
Tropolone, Copper Tripeptide-1, Allantoin, Panthenol, Olea Europaea
(Olive) Fruit Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Palmitoyl
Pentapeptide-4, Adenosine, Disodium EDTA (14.08.2014.)
Pomimo
fajnej żelopodobnej konsystencji krem nie nawilżał cery.
Wchłaniał się bardzo dobrze i buzia przez jakiś czas po jego
aplikacji była gładka i sprężysta – po kilku godzinach
następowało duże przesuszenie. Do tego stopnia, że jak nakładałam
go na noc - rano miałam suche skórki na twarzy. Z bliznami
czy przebarwieniami nawet się nie zaprzyjaźnił. Właściwie ze
swoich pielęgnacyjnych obietnic nie spełnił nic. Szkoda!
Tubka
45 ml starczyła na dosyć długo. Dawałam mu szansę kilka razy na
kilka różnych sposobów. Dwie cieńsze warstwy,
jedna grubsza, jako maska. I nic. Jest to bardzo dziwne, ponieważ
kilka miesięcy przed zakupem miałam sporą próbkę tego kremo-żelu
i wtedy działał on zupełnie inaczej.
Jak
już Wam pisałam Hyaluron (recenzja) tej samej marki jest moim
zdecydowanym i niezaprzeczalnym kosmetykiem wszech czasów.
W
ramach podsumowania nie żałuję zakupu i moja ciekawość została
zaspokojona. Na szczęście reszta produktów z azjatyckiej
przygody okazała się strzałem w dziesiątkę, więc nie rozpaczam.
Postaram się niedługo opisać jeszcze kilka fajnych kosmetyków.
Składy
znaleziono na wizaz.pl i etudehouse.com